sobota, 10 listopada 2018

"Likantrop" - moje opowiadania

Hejka! Dzisiaj mam dla was coś nietypowego, czyli moje opowiadanie i ogólnie pierwsza próba napisania czegoś, co nie jest rozprawką. Muszę też wspomnieć, że założyłam stronę na Facebooku i na razie jest to bardzo malutki projekt, zobaczymy w którą stronę i czy w ogóle się to rozwinie.Tutaj KLIK i wam się pojawi stronka na fb! Możecie też przejść do niej klikając po prawej stronie ekranu! A teraz zapraszam do lektury!
*
Jestem wybrykiem natury. Niektórzy nazywają mnie wilkołakiem, a inni potworem. Ja sam mówię na siebie likantrop, brzmi dostojnie. Od urodzenia całe moje ciało pokrywają krótkie włoski. Są wszędzie, na rękach, nogach, twarzy. Moje imię? Nawet nie wiem jak brzmi, albo czy w ogóle istnieje. Nikt mnie nigdy nie wołał, poza matką, a ona robiła to różnymi ruchami rąk i ciała, była niemową. Przez to do dziś historia jej życia jest mi nieznana. Nie umiała mi tego opowiedzieć. Mogłaby napisać, ale tego też nie potrafiła. Nie przelewało nam się w życiu, dlatego myślę, że jej braki w wykształceniu wynikają z braku pieniędzy. Była jedyną osobą która mnie kochała, w jej oczach nigdy nie widziałem wstrętu. Niedawno umarła. W jej ostatnim tchnieniu poczułem ogromne pokłady miłości. Zmarła ze starości, ale we wsi i tak ludzie plotkują. 
W nocy często opuszczam moją kryjówkę, mój wiatrak i pod osłoną kaptura słucham tego co mówią w wiosce. Wiem, że to są tylko wymysły, ale i tak mnie to boli: mówią, że byłem karą za jej grzechy i rozpustę, albo, że to ja ją zabiłem. Osądzają mnie i ją, bez skrupułów. Nie chcą nas zrozumieć, chcą tylko rewelacji i plotek, na które rzucają się jak dzikie zwierzęta na mięso i krew, a to mnie nazywa się potworem. 
Dzisiaj też byłem słuchać pod karczmą, sam już nie wiem po co to robię, chyba tylko po to by się czymś zająć, dostarczyć sobie jakichkolwiek emocji. Gdy świt zbliżał się nieubłagalnie, a śpiewy pijanych mężczyzn były zastępowane ich chrapaniem postanowiłem wracać do małego, ciasnego młyna, którego odkąd pamiętam nazywam domem. Wcześniej, gdy matka żyła często ktoś przychodził do nas zmielić ziarna na mąkę. Z tego żyliśmy. Pamiętam, że gdy ona zajmowała się klientelą, ja siedziałem skulony w ciemnym kącie. Nie chciałem nikogo wystraszyć. Teraz młyn stał się wręcz opuszczony, oczywiście pomijając moją obecność. A mi skończyły się oszczędności już jakiś czas temu. Często kradnę. Jestem złodziejem, ale nikt się jeszcze nie zorientował. Do domu zwykle chodziłem jedną znaną mi trasą, zawsze tą samą, lecz dzisiaj coś usłyszałem. Stwierdziłem, że nic się nie stanie jak pójdę bardziej okrężną drogą. Jedna noc nic nie zmieni, prawda? Lecz było inaczej. W jednym momencie wiedziałem gdzie jestem, a potem coś się przeistoczyło. Poczułem jakbym wybudził się z letargu trwającego już bardzo długo, zbyt długo. Wyostrzyły mi się zmysły: słyszałem bardziej, widziałem bardziej i czułem bardziej. Nagle przede mną pojawił się wilk, pierwotny i dziki.Pomyślałem, że zaraz umrę, lecz on nie zaatakował mnie. Zaczął wyć, śpiewać piękną pieśń dla księżyca. Potem spojrzał na mnie, o dziwo bez brutalności, ale ze spokojem. Spokojem, który ogarnął mnie bez pamięci. Nie wiem ile tam stałem, kilka minut, może godzin. A potem wszystko minęło. 
*
Obudziłem się obok studni. Czułem się tak jakoś inaczej, ale postanowiłem, że wrócę do domu i nad wszystkim się zastanowię dopiero tam. Nie wiem czy biegłem, czy lunatykowałem, ale trafiłem tam w mgnieniu oka. Poszedłem do łóżka. Chwilę się wierciłem, nie umiałem spać. To pewnie przez te przeklęte pohukiwanie sów. Zaraz, od kiedy u nas we wsi są sowy? Nigdy wcześniej ich u nas nie widziałem. W końcu, gdy słońce zaczęło się przebijać przez gęstą ciemność nocy zasnąłem. Następnego dnia wszystko było po staremu. Kolejne tygodnie mijały mi tak jak zawsze, wieczorami chodziłem słuchać do karczmy. Nie zaprzestałem kraść. Nie słyszałem już nic na drodze do domu, a żaden więcej wilk się do mnie nie odezwał. Ale zaczęło się ze mną dziać coś dziwnego. Czasem potrafiłem być w jednym miejscu, mrugnąć i być już zupełnie gdzie indziej. Cały czas uznawałem, że to pewnie skutki niedosypiania. Tak jakby luki w pamięci dało się logicznie wytłumaczyć.  
*
Minęło już 29 dni od tego dziwnego spotkania z wilkiem. Dzisiaj nie byłem słuchać plotek, a może byłem i znowu zapomniałem? Nie, raczej nie byłem. Stwierdziłem, że położę się wcześniej spać. Gdy tylko moje plecy zetknęły się z twardym materacem moje oczy poraził przebijający się przez szczelinę w dachu blask księżyca. Pełnia. Potem chyba zasnąłem. Śniły mi się dziwne rzeczy, krew, krzyki, ludzie. Obudziłem się bardzo wcześnie, słońce jeszcze nie wzeszło. W ustach poczułem dziwny metaliczny smak, a ręce zlepiła mi jakaś maź. “O kurwa” pomyślałem. Krew? Otworzyłem oczy. Gdzie mój materac, gdzie młyn? Leżałem przy studni w kałuży czyjejś krwi. Na pewno nie była moja, potrafiłem to wyczuć. Sam nie wiem jak. Znowu zobaczyłem tego samego wilka, co wcześniej. Tym razem przemówił do mnie melodyjnym głosem.
-Czy dostrzegasz jakąś zmianę mój miły?-powiedział, a gdy się nie odezwałem kontynuował -teraz jesteś jednym z nas, likantropów, to ja cię wyszkolę i pomogę ci nad sobą zapanować, będziesz mógł zabić wszystkich swoich wrogów, nikt już z ciebie nigdy nie zadrwi.
-Nie chcę-wyszeptałem stanowczo, w końcu całe życie starałem się nie być potworem, nie dać ludziom tej satysfakcji, zawsze byłem ponad nimi, oni drwili, ja wiedziałem swoje. Mam teraz porzucić wszystkie te wartości, by być kimś kim nigdy nie chciałem? Już stanie się złodziejem było dla mnie poniżające. 
-Wiem co myślisz miły
-Nie wiesz co myślę! Zostaw mnie w pierdolonym spokoju!- I rzuciłem się na to zwierze, nie miałem już nic do stracenia. Byłem wykończony, śpiący i głodny. Ale nie pragnąłem jedzenia, tylko krwi. Czerwonej, gęstej. Ludzkiej. Wtedy wszystko zniknęło, a ja nie obudziłem się obok studni, tylko w jej środku. Wiem, że nikt do niej nigdy nie zagląda. Czy ja oszalałem? Chcę tu umrzeć, i tak jestem tylko marnym potworem. Nie likantropem, potworem. Ludzie od zawsze mieli rację. Czy ja tu umrę?...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz